Achadi był dorosły. - Wiesz co tato chyba będę dobrym królem. Rzekł Achadi. - Chodźmy nad wąwóz. - Na pewno Achadi? - Przecież wiesz że ja nie lubię wąwozu. - A... zrobimy sobie spacerek. - No dobrze Achadi. Po pewnym czasie Mochatu prawie spadł ze skały. - Aaaa... Achadi pomóż mi aaaa... Achadi złapał jego łapy. Mochatu rykną z bółu. - Zanim zginiesz masz prawo do ostatniego słowa. - Achadi ty przecież nie jesteś zły. - No pewnie. Powiedział Achadi i zrzucił Mochatu ze skały. Kiedy Achadi wrócił Uru zapytała się gdzie jest Mochatu. - Mochatu nie żyje. Powiedział Achadi. Uru zaczęła biec do wąwozu ale Achadi ją zatrzymał. - Dokąd to? Zapytał ją. - Idę się zobaczyć z moim ojcem. -Uru nie może jutro. - Uru a co byś powiedziała ja bym to ja zabił Mochatu. - Znienawidziła bym cię nie odzywała bym się do ciebie i nie zwracała bym na ciebie uwagi. - Dobrze Uru a teraz idź spać. Achadi ukrywał że to on zabił Mochatu lecz nigdy nikomu o tym nie powiedział.........................................................................................
...............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Sory że takie krótkie ale nie mam czasu ;(
Proszę o dalszą część, koniec zabijania, ma być wesoło i radośnie
OdpowiedzUsuńNo ale bez zabijania nie będzie ciekawie );
OdpowiedzUsuń